Andrzej Górecki (7 IX 1950 – 28 II 2020)
14 lutego 2019 roku, w czwartek, w walentynki, zadzwoniłem do Andrzeja Góreckiego.
− Jak się czujesz? − zapytałem.
− Licho.
− …
− Będę musiał mieć operację. Dam ci znać − powiedział, urywając rozmowę.
Po głosie wyczuwałem, że cierpi.
W moim wieku dzwonić do kolegów, to trzeba mieć odwagę, bo wszyscy jak nie w poczekalni, to w kolejce do gabinetu lekarskiego, w aptece albo na sali leżą w łóżku. Wpisani w cierpienie, ból; w słowa, gdzie trzeba się żegnać.
11 sierpnia 2019 roku, niedziela, godz. 8.55
Andrzej oddzwonił i powiedział, „że trzeba się pakować”. Że już czas. Miał kłopoty z mówieniem. To już nie był ten Andrzej. On się żegnał.
Takim głosem mówił Wacek Klejmont, gdy odchodził.
Andrzej mówił jasno o tym, co zasmuca. Słowem, że czuje koniec, co zwiąże początek życia.
28 lutego 2020 roku, zadzwonił do mnie jego chrześniak i powiedział, że wczoraj, 28 lutego, w piątek, w szpitalu w Jeleniej Górze umarł Andrzej Górecki.
Zabrakło mi słów – łzę wytarłem.
Czesław Mirosław Szczepaniak

Fot. Michał Fluder. U Andrzeja Góreckiego, w zagrodzie, pod platanem, 1988 rok. Siedzę na ławce i słucham Andrzejkowej narracji.
OSTATNIE KOMENTARZE