Na miarę Wlenia (26)

Inwokacja czereśniowa

Nieraz pisałem o starym wleńskim czereśniowym sadzie, co rósł na stoku. Był na przetartym szlaku Trójkąta Bermudzkiego (Piekarnia−Rzeźnia−Winiarnia). Zainteresowani mogą to znaleźć m.in. w drukach zwartych, jakie wydałem: Zapiski wleńskie, 1990, Wspomnienia wleńskie, 1996, Okno pejzażowe okolic „Kwitnącej Jabłoni” i Kasztelanii Wleńskiej, 2007, Zapisz jako Wleń, 2019. Broszurki można znaleźć w zbiorach Biblioteki Publicznej im. Adama Mickiewicza w Ośrodku Kultury, Sportu i Turystyki we Wleniu, więc nie trzeba jeździć do Powiatowej i Miejskiej Biblioteki Publicznej we Lwówku Śląskim albo do Książnicy Karkonoskiej w Jeleniej Górze. Są na półce bibliotecznej, można sięgać i wypożyczyć.

Zapewne o tym jadalnym owocu wiśni ptasiej (pospolicie zwanej czereśnią, trześnią) bym nie skrobnął, gdybym nie pochodził z okolic „Kwitnącej Jabłoni”. Pomolodzy naliczyli, że jest ponad 1000 odmian owocu kulistego, typ pestkowca. Dwie wyróżniają się smakiem, pierwsza to sercówka (var. juliana, o miąższu miękkim i soczystym), zaś druga chrząstka (var. duracina, zwarta i jędrna, dobrze znosi transport). Owoce czereśni, jak wiadomo, mają barwę od żółtej (blade czereśnie), do czerwonej/czarnej. Sezon ich zbioru jest tak krótki, jak smak czereśniowy, niestety. W internecie można oprócz ciekawostek znaleźć obraz pędzla Salvatore Postiglione (1861−1906) Czas zbioru czereśnie. Dziewczyna z płachtą czereśnie i kolczykami z czereśni, przytulona do pnia. Aż dziw, że nikt z polskich malarzy nie zostawił płótna, na którym można by obejrzeć tych, co się wspięli na drabinę z wiklinowym koszem i rwali czereśnie z ogonkami, gubiąc listeczki.

Z polotem i smakiem o czereśniach pisze Ludwik Stomma, rocznik 1950, antropolog kultury, etnolog: (…) Jeśli chodzi o czereśnie, anegdotka mała. Siedziałem oto kiedyś, jeszcze przed 1989, z bliska mi osobą w małej paryskiej knajpce. Osoba zamówiła na deser truskawki, ale zreflektowała się zaraz: ależ nie, gdzie truskawki jesienią… Wówczas kelner, który widać zrozumiał, wytłumaczył: «Proszę pana, ziemia jest okrągła. Kiedy na górze jest jesień, to tutaj – wbił paluch w dół wyimaginowanego globu – wiosna. Jak tutaj nie ma truskawek, to są tam. Wtedy stamtąd przewozi się je do nas. Jak pan sobie życzy? Naturę, z cukrem, ze śmietaną czy kremem chautilly?». Otóż, droga redakcjo, kubek w kubek tak samo jest z czereśniami. Trzeba tylko odrobiny znajomości świata i ludzi, kropelki wyobraźni i już owoc przed nami, w sezonie czy też nie. Ziemia jest okrągła, ot i sensacja cała. (…) (500, „Polityka”2003, nr 21).

Tym razem rzecz będzie o szpakach spod Tarczyna i Grójca, oraz Kopanej – mojej wioseczki, która już ma ulice i przypomina przedmieście. A sadów wysokopiennych już nie ma. Niskopienna moda od lat zapanowała, głównie za namową prof. Szczepana Aleksandra Pieniążka (1913−2008), który propagował zalecenia Iwana Miczurina (1855−1935), co krzyżował odmiany drzew i krzewów owocowych. I było jak w dowcipie nie najwyższego lotu: W Wąchocku skrzyżowano szpaka z żyrafą i otrzymano kombajn do zrywania czereśni.

Profesor ze Skierniewic wyrugował nie tylko drabiny, ale spowodował wysyp owoców. Można mieć różne zdanie na ten temat, ale jednego nie da się zaprzeczyć, że mu się coś udało. Zawsze jest coś za coś. Trzeba się pogodzić z tym, że odchodzi (wysokopienny) sad dzieciństwa wraz z krzewami, kwiatami, zbożami, łąką i gruszami polnymi na miedzy. I to wcale nie jest pestka, którą wydrylowano z wiśni i czereśni. Jak w piosence Jacka Lecha i zespołu muzycznego „Czerwono-Czarni” Czereśnie, wiśnie i dziewczyny, jak ze snu…

Na YouTubie można znaleźć utwór Andrzeja Garczarka pt. Czereśniowy deszczyk. Czas trwania: 4 minuty i 2 sekundy. Jest w klimacie, do jakiego nas przyzwyczaił nas absolwent polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego; obecnie mieszkaniec wsi mazurskiej.

W tym miejscu pora na wtręt. W latach 80. XX wieku odwiedziłem Andrzeja, który mieszkał w mrówkowcu przy ul. Juliana Marchlewskiego (obecnie al. Jana Pawła II) przy Placu Żelaznej Bramy, co jest między Ogrodem Saskim i ul. Marszałkowską. Nazwa pochodzi od barokowej żelaznej bramy, która oddzielała plac od ogrodu. Wówczas Targowicę zaczęto nazywać «plac Za Żelazną Bramą»(Kwiryna Handke, Słownik nazewnictwa Warszawy, Slawistyczny Ośrodek Wydawniczy, Warszawa 1998). Pamiętam, że długo szukałem numeru 1422, pod którym był zameldowany.

Wracajmy do czereśniowej pieśni. Jest to opowieść sąsiada o zagrożeniach, jakie czyhają. Bard słucha i pociesza go akustycznie, że gdy spełni się jego przepowiednia, to w razie czego będę strzelał, / spluwę mam na pestki.

Ktoś może mnie ofukać i zapytać: po co ja o tym piszę?

Cofam się myślami do czegoś, żeby nie poszło krzywym dyszlem (zmarnowało się).

Szpaki

1. Nie słyszałem, żeby ktoś chwalił szpaki w okolicach „Kwitnącej Jabłoni”, więc muszę uważać biorąc w obronę ten gatunek ptaków. Szpaki miały u sądowników na pieńku. Te ptaszki przepadają za czereśniami i wiśniami. Przylatują hurmem i objadają, co soczystszy owoc. I czmychają! W porze zbiorów czereśni, nie można się od nich opędzić. Od brzasku do zachodu słońca. Nie mają dość. Nie pomagają żadne strachy, które wywieszano w gałęziach drzew. Jedynie walenie kijaszkiem w blachę je odstrasza, ale na krótko. Bo szpak wyczeka i przyleci, i oskubie zapłonioną koronę czereśni. Potem taka wydziobana schnie na słońcu i podczas rwania trzeba ja odrzucić na bok. Czasami w sadach strzelano do szpaków. Ślepymi nabojami. Goniona i straszono. Z tymi wróblowatymi ptakami nie sposób sobie poradzić. I pomyśleć, że ten ciemnogranatowy ptaszek z tęczowym połyskiem, z żółtym dziobem (samiec) albo szarobrunatnym (z dziobem czarnym) potrafi wleźć za skórę sadownikom. Ornitolodzy zaś komplementują szpaki za ich ruchliwość, wesołość, pożyteczność. Adam Wajrak, absolwent LO im. Wojciecha Górskiego w Warszawie, czyli mój młodszy kolega, pisał wprost: Szpak – żubr druh („Gazeta Wyborcza”z 12 lipca 2013 roku, nr 161). Dowiedziałem się, że ludzie z Teremisk i Pogorzelcach (Puszcza Białowieska) o szpakach mają inne zdanie, niż moi krajanie. Szpaki w tamtych stronach oczyszczają z insektów żubry. Expressis verbis: (…) Żubrom musiało to sprawiać wielka przyjemność, bo przynajmniej kilka razy widziałem, jak szpak nie tylko przeszukuje grzbiet, gęstą grzywkę na głowie lub włazi za ucho, ale też schodzi po pysku i grzebie królowi puszczy w okolicach oka. Jakby tego było mało, szpaki nie tylko ograniczały się do wybierania owadów z sierści, ale też aktywnie polowały. Siedząc na żubrze, czekały, aż wystarczająco blisko podleci tłusty, mający ochotę na żubrza krew giez, po czym błyskawicznie podskakiwały i chwytały go w powietrzu. Wyglądało to przekomicznie.

Po takim passusie mogę już dodać, że szpaki przepadają za chrabąszczami i ich larwami. W ich menu znaleźć można pędraki, dżdżownice, gąsienice. Przypomnę jeszcze raz, że mają słabość na czereśnie i wiśnie. Oprócz szpaków ujmowałem się za kretem, co oślepł. Przyznam się, choć to może o mnie źle świadczyć, że stawałem w obronie za grandą, co przylatywały na czereśnie oraz wiśnie.

2. Szpak cieszy się za to dobrą reputacją w polskich przysłowiach. Oto kilka przykładów. Szpakami karmiony (tak się zwykło mawiać o człowieku, sprytnym, przebiegłym, mądrym). Mądry szpak z niego, Starego szpaka nie zwabisz na plewy. O tych, którzy płatali figle lub lubili się zdrzemnąć, mawiali, że ucięli szpaka.

Płacić frycowe, frazeologizm. Znaczy to tyle, co ponosić konsekwencje braku doświadczenia w jakiejś dziedzinie, być nie wyrobionym. Świeżo przyjęci do pracy płacili frycowe w wydziale budowy dekoracji. Mało kto nie dał się poczęstować drewnianą czereśnią albo nie zdębiał na widok mężczyzn grających w piłkę ogromnym głazem” („Polityka” 1998, nr 34).

3. Zapewne gdyby ktoś to przeczytał w moich stronach, co wypisuję o szpakach, pewnie złapałby się za głowę. A ja do tych rozbójników nie mam goryczy. Na ulicy Szpaków w Podkowie leśnej mieszkała moja ciocia Pola i wujek Zygmunt Ostrowski. Kiedy do niej pojechaliśmy latem 1968 roku z siostrą, matka kazała nam zapisać adres, powiedzieliśmy, że zapamiętamy. A jak zapomnimy, to sobie szybko przypomnimy, pytając: jakie ptaki płoszyliśmy z naszych czereśnie?

Aby nie zwalać wszystko na niego, przypomnę, że szpak, drozd śpiewak, kwiczoł, wrony to szkodniki czereśniowe, które potrafią ogołocić czereśnię do pestki.

Dorota Sumińska wydała taką oto opinię wronią: (…) Razem budują gniazdo. Razem zdobywają pokarm i karmią pisklęta. Ona [wrona] codziennie muska dziobem pióra na jego szyi. On co rano robi jej pokaz podniebnych piruetów. Potem lądują obok, patrzy prosto w oczy i mówi: «To tylko dla ciebie, moja jedyna».Tylko dla niej są najlepsze kąski, które on znajdzie. Tylko dla niego jest lekko sfermentowana czereśnia. Ona przynosi mu ją w dziobie. I tak przez całe, czasem 50-lecie życia (Majowe zauroczenie, „Wróżka” 2010, nr 5).

Innymi słowy, szpak to spryciarz-złodziejaszek, łasuch, co nie odkłada czereśni albo wiśni na jutro jak wrona.

Legenda francuska głosi, że wystarczy podejść do czereśni i ją dobrze potrząsnąć. Ile spadnie owoców na ziemię, tyle lat będziemy żyli.

Wyprzedzę nieco bose lato i zakończę ciekawostką: jesienią szpaki zjadają resztki sfermentowanych owoców, po których zwierzętom plączą się nogi albo skrzydła. Po prostu, nie trzymają pionu. A szpaki, które są na rauszu, dzięki dehydrogenazie (enzym odpowiedzialny za rozkład C2H5OH) – 14 razy szybciej niż człowiek metabolizują alkohol.

Czesław Mirosław Szczepaniak


W 2016 roku zajrzałem na stronę internetową IPSAD Instytut Praktycznego Sadownictwa, ul. Słoneczna 21, Kopana, dzięki temu odkryłem zdjęcie szpaka, który zaszył się w czereśniach; ni to złodziejaszek, ni czatownik. Autorem fotografii jest Robert Sas.

Napisałem do jego mamy, pani Jolanty Sas, mojej życzliwej sąsiadki z Kopanej koło Tarczyna, czy mogłaby nadesłać ujęcie ze szpakiem, wykonane przez syna, specjalistę sadownika. (Dobrze wiedzieć, że ktoś jest sprytny i potrafi złapać ptaszka in flagranti. Oto dowód na szkodnika, który dobrał się do soczystych czereśni w Starej Kopanie).

Poprosiłem Marka, żeby wymalował, jak szpak ogałaca czereśnię do pestki, zaszyty w listowie. Mój starszy kolega wykonał robotę zgodnie z zamówieniem. Nadesłał JPG, zaś oryginał, na prośbę małżonki Zofii, oprawił w ramkę i zawiesił na gwoździu w kuchni.

Przywołuję coś z pamięci, bo w Polsce tak dużo fajnych historyjek przepada, za to przypomina się te, w których tyle narzekań, porażek oraz malkontenctwa. Najwyższa pora przestawić hierarchię wartości. Rozjaśniać życie, a nie zacieniać – szerzej otwierać sezon na uśmiech.

%d bloggers like this: