Na miarę Wlenia (3)
Dr Tadeusz Klekowski (1901-1972) Wspomnienie
Był dyrektorem Sanatorium Kolejowego we Wleniu koło Lwówka Śląskiego. Zarządzał w latach 1957−1970. Za jego administrowania leczniczy obiekt miał pełne obłożenie. A na Górze Zamkowej przebywali przewlekle chorzy pacjenci. Była też szklarnia, która zaopatrywała placówkę leczniczą w nowalijki. Oczywiście, że rósł sad. Poza tym zadbał o to, żeby wyremontowano Salę Rycerską. Ponieważ miał słabość do kultury i sztuki, więc kwitło i owocowało życie kulturalne. Na Górze Zamkowej odbywały się koncerty, recitale. U podnóża, gdzie mieściło się sanatorium, była sala teatralna i bilard. Z Jeleniej Góry przyjeżdżał teatr. Mieszkańcy mieli na miejscu pracę i nie narzekali. Chwalili doktora pod niebiosa, choć to było w czasach PRL-u. Pacjenci nie szczędzili dobrych słów pod jego adresem. Ba! Był odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Doktor nauk medycznych był absolwentem konserwatorium muzycznego w Wilnie, klasa skrzypiec. Dzięki niemu zakupiono fortepian marki „Steinway”.
(Na stronie http://www.wlen.org.pl/artykuly/wspomnienie_klekowski_tadeusz. html, zamieszczono tekst mgr. Witolda Szczurka, skomprymowany biogram).
Kiedy po latach przyjechałem do Wlenia, w roku 1985, bo zaprosił mnie Michał Fluder, obszedłem to, co z taką miłością pan doktor Klekowski pielęgnował. Wszystko było zapuszczone. Sczezło. Szpital na Górze Zamkowej zamykano. W Sali Rycerskiej suszono cebulę i orzechy. W niej urządzono przechowalnię na warzywa, owoce i kartofle. Sad zdziczał, bo latami nikt go nie strzygł nożyczkami rozsądku. Ze szklarni pozostały zardzewiałe pręty i kupka szkła. A w sanatorium było widać, że bieda zagląda. W krótkim okresie czasu zniszczono to, o co tak zabiegał i dbał. Przyszli likwidatorzy i spieprzyli, co się dało.
Starzy mieszkańcy z rozrzewnieniem wspominali doktora Tadeusza Klekowskiego, który po gospodarsku zarządzał i uprawiał sztukę zdrowia.
Mgr rehabilitacji Witold Szczurek przez lata walczył, żeby Kolejowe Sanatorium Rehabilitacyjne Narządu Ruchu we Wleniu otrzymało patrona dr. Tadeusza Klekowskiego, którego uważał za ideał lekarza o duszy artysty.
O tym, jaka to była nietuzinkowa postać, niech świadczy fakt, że kiedy doktor tworzył zespół kameralny i brakowało skrzypka, Michał nauczył się grać na skrzypeczkach, bo nie śmiał panu doktorowi odmówić. I to mówił Michał Fluder, który miał talent plastyczny oraz rzeźbiarski. Dzieciaki (zdrowe i chore) go uwielbiały. O takich ludziach się drzewiej mawiało, że można by ich łyżką jeść. Jak miód! Oto jakim był smykiem mój starszy kolega – podchodził serio do muzyki poważnej, która było górą w stosunku do big-beatu (mocne uderzenie).
A teraz pora na wtręt.
Michał Fluder pisał do mnie z Wlenia, 11 maja 1984 roku: chcemy zapożyczyć dla siebie Salę Rycerskąna Zamkowej Górze (w duchu baroku, z fortepianem, a niedaleko tulipanowiec z kwiatem w czerwcu – pamiętasz?).
Poza tym nieraz Michał podprowadzał mnie pod Salę Rycerską, którą zamieniono na suszarnię płodów ziemi.
Był taki ożywiony, a ja jak Don Kichote parłem w stronę alei grabowej i lasu bukowego, co po zachodniej stronie Góry Zamkowej.

Na jego rysunkach Salę Rycerską osłaniają graby. Komnaty przez drzewa spozierają. Tu drzewiej urządzano koncerty. Powtórzę, bo z pamięcią różnie bywa, nie tylko w Karkonoszach, że zaniedbane rzeczy nie zawsze da się wypucować – szanujmy i chuchajmy na to, co zwie się wczoraj.
Po 1989 roku we Wleniu, gdzie Bóbr płynie i odcięto kolejowe tory, już takich osób jak dr Tadeusz Klekowski i mgr Michał Fluder, nie spotkasz. To byli ludzie starej daty.
Pozostały wspomnienia – małe pociechy.
No cóż!
Kiedy wielcy odchodzą, zostawiają nić miary, które los przymierzał do ich życia. Od początku do końca. Aż zrobi supełek.
Czesław Mirosław Szczepaniak
Warszawa-Ursynów
Miałam szczęście poznać dyrektora Kleczkowskiego;wspaniały Człowiek o dobrym sercu ,kochający ludzi ;za jego czasów biedni korzystali [po obiedzie kuracjuszy]z obiadów,jeszcze żyją kobiety,którym pomagał w trudnych chwilach ,wiele osób zatrudniał i mają renty[szczególnie kobiety],Michała znałam i z nim pracowałam,P,Szczurka i jego żonę też.Łączyła nas miłość do tego grodu,Drzewa zasadzone przez Michała rosną i mieszkańcy nigdy go nie zapomną!!!
I pamiętam teatr w sanatorium ,oraz liczne spotkania z panią Hanką Bielicką i innymi aktorami,czas niezapomniany!!! Czy doczekam dobrych zmian??Życie tak szybko”ucieka”!!!Mój sąsiad ZBIGNIEW S,nie doczekał i już nie czeka—-
W tekście wystąpił mało znaczący błąd.Tym walczącym o patronat nad sanatorium
był mój ojciec Witold a nie ja Wojciech Szczurek Bardzo dobrze te czasy pamiętam.Kto pamięta fortepian na scenie w sanatorium STEINWAY & SONS.To był poziom dra Klekowskiego.
Administrator
Dziękujemy za uwagę. Już poprawione.