Na miarę Wlenia (56)
Zemsta
Zachodzę w głowę i staram się odpowiedzieć, kiedy to było. Wiem, że w „Leśnym Dworze”, zimą 1965 roku, posiadam wypis z 30 marca 1966 roku, że chodziłem do IV klasy. Świadectwo ukończenia otrzymałem w szkole podstawowej im. Wojciecha i Anieli Małżonków Górskich w Pamiątce koło Tarczyna. Mówiąc bez ogródek – przepisano stopnie z arkusza ocen, który przywiozłem.
Mam 11 lat, kiedy wychowawca zabiera mnie z całą grupą leśnych pacjentów do sanatorium głównego dla dorosłych na przedstawienie teatralne Zemsty Aleksandra Fredry (1793−1876).
Do Wlenia przyjechał teatr z Jeleniej Góry, dużego miasta. Profesjonalny. Ponieważ wcześniej występowałem w amatorskich przedstawieniach w sanatorium w Zagórzu koło Otwocka, więc bardzo chciałem zobaczyć prawdziwych aktorów.
Na spektakl poszliśmy na piechotę, wdrapaliśmy się do sali na III piętrze. Po południowej stronie. Aula z krzesełkami. W rogu stał czarny fortepian. Na wzniesieniu scena, zbita z desek. Z kurtyną.
I nagle wychodzą przebrani aktorzy. Jest taka cisza, że dobrze słychać słowo wbite w zdanie. Oczywiście, że już zapomniałem o tym, że uczyliśmy się wiersza pt. Paweł i Gaweł Aleksandra Fredry. To było w I klasie. Wierszyk był pod koniec Elementarza Mariana Falskiego.
Z otwartą buzią słuchałem tego, co się dzieje na wleńskiej scenie. Na piękną Klarę, starego Cześnika i Rejenta, oraz młodego Wacława i Papkina, który wygłupiał się tak, że to zapamiętałem. Ba! Nawet nie wbiłem sobie do głowy tytułu sztuki. Nie widziałem o co się kłócą, taki byłem przejęty. Zachowałem w pamięci li tylko to, co było śmieszne – z marginesu.
Jak wróciłem do sanatorium dziecięcego, to pod nosem nuciłem refren piosenki, jaką podśpiewywał Papkin z gitarą:
Oj, kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łaskot.
Chyba nie muszę pisać, że tej pieśniczki nie rozumiałem do końca.
Kota potraktowałem jak psa. A łoskot jak łomot, czy odgłos. Kotka potraktowałem jak kiciusia, który potrafi z pomieszczenia zrobić kuwetę.
Przeraziło mnie, kiedy Cześnik podniósł larum:
Hej! Gerwazy! daj gwintówkę!
Niechaj strącę tę makówkę!
Prędko.
Porównanie głowy do makówki bardzo mnie zastanowiła. Makówka przypominała pacynkę kukiełkową, ale…
Cześnik znowu mnie ożywił, kiedy Papkina go beształ jak kundla: Waszeć kłamiesz, mocium panie…
Tę wiszącą kłótnię i chęć zemsty, śmiechem zagłuszano. Kiedy Rejent mówił do mularza: Idź, serdeńko, bo cię trzepnę, widownia nagrodziła to śmiechem.
Szmerkiem zachwytu powitano Rejenta za taką oto mowę: Czapkę przedam, pas zostawię, / A Cześnika stąd wykurzę; / Będzie potem o tej sprawie / Na wołowej pisał skórze. (…).
Z teatru wróciliśmy na kolację.
Po ablucji poszliśmy do sal. Długo nie mogliśmy zasnąć. Siostra przychodziła i upominała: idźcie spać, nie róbcie teatru!
Kiedy pielęgniarka odchodziła, wtedy ktoś mówił: daj gwintówkę! / Niechaj strącę tę makówkę!
W pokoju było tak, jakby ktoś wpuścił kota albo puścił bąka.
Minęły lata.
Kto by tam pamiętał o tym, że teatr z Jeleniej Góry przyjechał do Wlenia i grał dla starszych i małych pacjentów?
Byłem świadkiem tego wydarzenia, które mnie trochę przerosło, więc na dowcipie w porę się nie poznałem.
Z małego zuchwalca wyrosłem, więc mogę powtórzyć: Nie masz nic tak złego, żeby się na dobre nie przydało (Andrzej Maksymilian Fredro, ok. 1620−1679, Przysłowia mów potocznych, obyczajów, radne, wojenne…, z 1658 roku).
W XXI wieku w tej sali teatralnej jest kaplica. To wiem z internetu.
Nikogo nie pytam, co tam się dzieje, bo mój Wleń jest z czasów PRL-u, z którymi współcześni się nie liczą. Jeżeli tak wybiórczo się traktuje historię Polski, to nie trzeba wyobraźni, żeby wiedzieć, co będzie jutro.
Oby komedia nie skończyła się dramatem.
Człowiek w zemście polskiej jest zdolny do różnych rzeczy.
Nie straszę, ale uprzedzam przed szkodą, że mur nie jest podzielony, więc jeszcze przed nami sporo pracy, żeby go zburzyć. W nas.
Jan Kochanowski (1530−1584) O fraszkach gęsim piórem skreślił: Nie wszytkoć mury wiodą materyją przednią; / Z boków cegłę rumieńszą i kamień ciosany, / W pośrzodek sztuki kładą i gruz brakowany.
Czesław Mirosław Szczepaniak

OSTATNIE KOMENTARZE