Fot. Z Michałem Fludrem pod pomnikiem Neptuna w Jeleniej Górze, wrzesień 1985 roku. Obróbka komputerowa zdjęcia Paweł Szczepaniak.

Na miarę Wlenia (87)

 

Mam dwa teksty na jeden temat.

Nie wiem, który wybrać. Niech zadecyduje Czytelnik, kiedy autor się sumituje.

Jelenia Góra

 

W Jeleniej Górze mieliśmy przesiadkę, gdy wraz z ojcem jechaliśmy z Kopanej pod Tarczynem do sanatorium dziecięcego PKP „Leśny Dwór” we Wleniu koło Lwówka Śląskiego. Z dzieciństwa niewiele pamiętam, bo dworce mi się zamazywały, co świadczyć może o jednym, jaki musiałem być przejęty i spięty, i zdenerwowany. To było miejsce przesiadki na pociąg, który zabierał mnie dalej, czyli do celu.

W 1985 roku, po latach nieobecności, przyjechałem do Jeleniej Góry, bo zaprosił mnie Michał Fluder do Kasztelanii Wleńskiej na jesienne spotkanie. (Aż 18 wiosen, lat i jesieni mnie tu nie było).

Dopiero w Wałbrzychu się ożywiłem, bo ujrzałem garb Karkonoszy.

Michał mnie upominał w liście, żebym nie przegapił, bo za szybami będzie się działo, oj będzie działo: (…) Tak więc, czekam w środę na Ciebie, na dworcu PKP w Jeleniej Górze, potem łyk dobrej herbaty. Mały spacer po Jeleniej Górze [i] na dworzec PKS, i ruszamy do Wlenia.

(…) Od Wałbrzycha pilnuj pejzaży i klonów, nieba, będziesz miał się dobrze k/Janowic Wielkich, z lewej strony, i TRZCIŃSKA, Góry Sokole i skały, a dalej: panorama KARKONOSZY i tylko nie prześpij!

Siedząc przy oknie w wagonie II klasy, przedział dla palących, patrzyłem jak krajobraz odwraca / swoje obrazki (Kazimiera Iłłakowiczówna,1892−1983, Konduktor).

Mijając Wałbrzych, usłyszałem, jak jeden z pasażerów, patrząc w okno, skomentował: Karkonosze biustonosze. Oczywiście, że to był dowcip dolny. Przypomniałem sobie, że Gustave Flaubert (18201880) o guwernantce Juliet Herbert, niejakiej Isabel Huston, m.in. pisał do Bouilherta: Odkąd zobaczyłem, jakie wrażenie wywiera na tobie nasza guwernantka, sam też jestem pod jej wrażeniem: przy stole celowo ślizgam się oczami po łagodnym stoku jej piersi. Jestem pewien, że ona to widzi. Nie bez powodu oblewa się rumieńcem pięć do sześciu razy w ciągu posiłku.

Wyprzedzę nieco czas i zacytuję dowcip z włoskiego buta: Są takie czasy, że nawet ciuchy postanowiły założyć własną partię. Na jej szefa wybrały biustonosz, bo doskonale jednoczy lewicę z prawicą, podtrzymuje nie tylko na duchu i jest w stanie przyciągnąć uwagę społeczeństwa (Włochy, barzellette.net w: Świat się śmieje, „Angora. Tygodnik” 2019, nr 4).

A kiedy pociąg zbliżał się do Jeleniej Góry, zauważyłem na stoku jelenia i zachodzące słońce. I było tak jak w seryjnym lanszafcie, który wisiała w niejednym polskim domu, w pokoju nad łóżkiem obok świętych obrazków i słodkiego ślubnego portretu w ramie.

Jeleń w brzasku słońca!

Góra zalane zachodzącym słońcem. Perzyna nieba. Z czerwieni, żółci i promieni. Dzisiaj takie coś nazywa się obciachem, a dawniej kiczem. Nie oceniam tego, bo z gustami się nie dyskutuje.

[Dopiero później dowiedziałem się z Hamleta, gdzie pojawia się zamiast jelenia łoś: Niech ryczy z bólu ranny łoś, / Zwierz zdrów przebiega knieje. / Ktoś nie śpi, aby spać mógł ktoś, / To są zwyczajne dzieje].

W Jeleniej Górze czekał na mnie Michał. Poszliśmy na rynek. On zadbał, żebyśmy sobie zrobili w podcieniach zdjęcie (poprosił nieznajomego przechodnia, aby nacisnął na guziczek w aparacie).

Obeszliśmy rynek i zawróciliśmy na dworzec. I pojechaliśmy pociągiem osobowym do Wlenia, przez trzy tunele i most w Pilchowicach.

27 września 1985 roku w Jeleniej Górze, po spotkaniu autorskim w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki, ul. Długa 1, o godz. 17, przyszła siostra Urszula z córką.

Po wieczorze autorskim zaprosiłem niewiasty do kawiarni. Zamówiłem wino, ciastka, kawę. Przeputałem całe honorarium. I nie żałowałem, bo znowu byłem bogatszy o wspomnienia.

Z tego czasu ocalała tylko czarno-biała fotografia – siedzimy z Michałem pod pomnikiem Neptuna, który w kadrze się nie zmieścił. Ale to nie nasza wina!

Objęcia

Mam w zbiorach zdjęcia z osobami, które obejmuję prawą dłonią. Taki gest świadczy o tym, że to były wyróżniające się osoby. Każdy z nas ma takie, choć nie zawsze, kiedy staje do wspólnej fotografii i obejmuje kogoś, czyli kładzie dłoń na ramię.

Po latach, kiedy przyjechałem do Wlenia, był 26 wrzesień 1985 rok, piątek. W teczkach mam plakat, na którym wydrukowano:

Spotkanie autorskie z pisarzem i poetą warszawskim Czesławem Mirosławem Szczepaniakiem − dziś o godz. 17 w klubie MPiK Jelenia Góra, ul. Długa 1. (Chodzi o 27 września 1985 roku, sobota).

A może to zdjęcie zrobiono w piątek a nie w sobotę, kiedy szliśmy na wieczór autorski w Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki w Jeleniej Górze, i wdepnęliśmy z Michałem na rynek. A tam mój kolega podprowadził mnie pod pomnik, żebym sobie przysiadł, choć nie byłem zmęczony. Wręcz przeciwnie! Nadeszła taka chwila, że Michał zażyczył sobie zdjęcie. Poprosił pewną osobę, żeby nacisnęła na spust aparatu fotograficznego. W tym czasie objąłem go silną łapą i usłyszałem pstryk, a reszta została na światłoczułej kliszy. To było tuż, tuż przed szarą godziną, w Jeleniej Górze. Przed Teleexpressem. Pieszo udaliśmy się na ulicę Długą. Lelum polelum.

A potem wyruszyliśmy tam, gdzie byłem umówiony.

Zdjęcie po zeskanowaniu odłożyłem i leży w zasznurowanej teczce. Było ilustracją do artykułu pt. Malarski zapaśnik, „Słowo Powszechne” 1987, nr 238, oraz w broszurkach wydanych własnym sumptem (Zapiski wleńskie, 1990, Z listów Michała Fludra, 1996).

Zapewne, gdybym nie pisał komentarza do fotonarracji, bym się tym nie zajął, żeby skrobnąć większe objaśnienie. Żeby uzupełnić to, co zostało przycięte, tj. za plecami – w górze, co rzuca cień w okna.

Na rynkach wielu miast zachodnio oraz środkowoeuropejskich stawiano ratusz, pręgierz i wagę, czasami spotkać można studnie oraz fontanny z figurą Neptuna. To że jest w Gdańsku, rozumiem, ale dlaczego pojawi się we Wrocławiu, Legnicy, Świdnicy i Jeleniej Górze? Ten stary bóg, jak głosi mitologia rzymska, był panem wód i głębin. Para delfinów była jego rydwanem. Pędził z trójzębem, pozostawiając za sobą sztormy i fale.

Siłą napędową miast był handel, a więc kupcy, którym starano się zabezpieczyć szlaki, gdzie grasowały bandy rzezimieszków. To było powodem, że miasta zaczęły zawiązywać związki – a wśród nich Związek Hanzeatycki, potocznie zwany Hanzą, powstały w XII wieku, w wyniku porozumienia miast nadmorskich północnej Europy. Wśród tych związków najsilniejsza była Hanza niemiecka, która w XIV–XVI w. mogła wystawić własną flotę wojenną dla ochrony szlaków żeglugowych przed korsarzami. Do Hanzy należały głównie miasta nadmorskie: Lubeka, Szczecin, Kołobrzeg, Brema, Gdańsk, Królewiec czy Ryga. Ich powiązania handlowe sięgały daleko na południe, dlatego do Hanzy należały także miasta znacznie oddalone od akwenów morskich, np. Magdeburg, Goslar, Berlin, Kolonia, Toruń, Kraków czy Wrocław.

Stanisław Firszt, były dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze, opowiadał: Z tymi wielkimi ośrodkami hanzeatyckimi współpracowały niewielkie miasta, np. Jelenia Góra. Tu, na terenach górskich, zagrożeniem nie byli piraci, ale zwykli złodzieje i bandyci oraz rycerze−- rabusie napadający na kupców. Dlatego miasta te zakładały tu także związki do obrony szlaków handlowych. W 1346 r. powstał Związek Sześciu Miast Górnołużyckich, do którego należał, m.in. Lubań. W tym samym roku powstał też Związek Miast Księstwa Świdnickiego i Jaworskiego, do którego należały: Bolesławiec, Jawor, Lwówek Śląski, Świerzawa, Chojnów, Wleń, Złotoryja i Jelenia Góra.

Neptun stał się patronem żeglarzy, flot kupieckich. Miał odegrać złe moce i siły. Wszedł też na ląd.

W pierwszej połowie XVII wieku Jelenia Góra, niewielkie miasto, dała się poznać z wyrobów tkackich (gruby tiul). A kiedy w 1625 roku utkano pierwsze cienkie tiule lniane na handel, którymi Jelenia Góra uzyskała monopol cesarski, w 1658 r. producenci tego ekskluzywnego wówczas płótna założyli Cech Obywateli i Kupców, przekształcony w 1675 r. w Konfraternię Kupiecką. W XVIII wieku handel woalami cieszył się takim pobytem, że nie mogło się miasto opędzić od kupców. Bele płótna przewoziła ówczesna flota handlowa na zachód Europy. Jelenia Góra stała się potęgą!
I jeszcze jeden passus, którego autorem jest mgr Stanisław Firszt, dyrektor-muzealnik, Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze, co leży na południowo-zachodnim Szlaku Cysterskim:
To prawdopodobnie jeden z nich [kupców] zlecił ok. 1730 r. mieszkającemu w Jeleniej Górze rzeźbiarzowi Josephowi Antonowi Bechertowi wykonanie rzeźby Neptuna, stojącego na delfinach i dzierżącego trójząb. Rzeźba ta, zdobiła prawdopodobnie jedną z podmiejskich siedzib kupieckich, podkreślając zamorskie kontakty handlowe jej właściciela. Kiedy z końcem XVIII i początkiem XIX w. zaczął zamierać handel woalami, skończył się «złoty wiek» jeleniogórskiego handlu. Dawne bogactwo miejscowych kupców stopniowo zaczęło odchodzić w zapomnienie, chociaż do dzisiaj pozostało wiele jego śladów, np. kaplice grobowe przy kościele Podniesienia Krzyża Pańskiego (dawny Kościół Garnizonowy). Rozwijające się miasto wchłaniało przedmieścia, w tym dawne ogrody i wille jeleniogórskich kupców. Większość tych obiektów rozebrano i nie ma po nich śladu.

Prawdopodobnie wówczas, po 1828 r., wspomniana wcześniej rzeźba Neptuna trafiła na jeleniogórski rynek i ozdobiła fontannę istniejącą już pod Ratuszem. Stoi tam do dziś i przypomina o minionej świetności miasta i jego dawnych zamorskich kontaktach.

Być może ktoś mnie ofuka za długie cytaty, ale warto coś wiedzieć więcej, co jest w tyle za plecami, kiedy stajemy do fotografii.

Ja wcale nie żartuję ani nawet nie obwijam w bawełnę, więc zaciągnę to woalem. Czyli cienką, ażurową tkaniną.

Dzięki tej fotografii wydało się po latach, kto za nami stał, kiedy peregrynowaliśmy z Michałem po Kasztelanii Wleńskiej. Że był Neptun z trójzębem i łagodne dwa dzielne delfiny, na których surfował po morzach i oceanach. Z cokołu pomnika w Jeleniej Górze, co grozę rozsiewał. Oczywiście, że była z nami Gołębiarka z wleńskiego pomnika – hoża wiejska dziewka, z gołębiami i przetakiem, sypiąca ziarnem z plewą jak t-shircik.

Czesław Mirosław Szczepaniak