Na miarę Wlenia (2)
Dotyk
Uprzedzam, że tekst jest tylko dla dorosłych, tj. tych, co głęboko zakopują znaki zapytania.
Bohater W poszukiwaniu straconego czasu jest zdziwiony, kiedy się budzi: O, usnąłem, mimo że mama nie przyszła mi powiedzieć dobranoc (Marcel Proust, W stronę Swanna, t.1, przełożył Tadeusz Żeleński (Boy), PIW, Warszawa 1974). To znaczy, że matka na pewno go głaskała po włosach, które sen potarga i zostawi w nieładzie. (Świadkiem poduszka oraz rąbek kołdry). Po czym składała pocałunek. Matczyny, czyli na policzkach – ojcowski zwykle kończył się na czole. Musiała rzecz jasna synka przytulić. Leciutko (tak tylko potrafią kobiety). Męskie pożegnanie bywa szorstkie. Pewnie złośliwi takie coś zbywają stwierdzeniem, że to maminsynek, i w ogóle.
Coś jest w tym dotyku, że naraz wszystko przechodzi, jakby ręką odjął. I człowiek jest postawiony na nogi.
Oto komentarz prof. Jerzego Vetulaniego (1936−2017), neurologa i biochemika, zwolennika depenalizacji narkotyków i legalizacji marihuany: (…) kiedy przytulaniem pobudza się dużą powierzchnię skóry, to w przysadce mózgowej uwalnia się oksytocyna – hormon powodujący m.in. uspokojenie, zaufanie, ukojenie, poczucie bezpieczeństwa. Jeszcze kiedy byłem kierownikiem zakładu i nie wiedziałem o oksytocynie, to się nauczyłem, że zmartwionych tragediami domowymi pracowników trzeba objąć i przytulać. Bez względu na płeć.
(…) miałem taką historię, która teoretycznie mogłaby wywołać aferę. Starościna roku poprosiła mnie o przełożenie egzaminu pewnej studentki, bo jej brat wypadł z okna i zginął. Oczywiście, nie ma kłopotu, im mniej studentów na egzaminie, tym lepiej. Ale po kilku dniach przyszła. I stoi biedna. Rozedrgana, stremowana, na dodatek zastraszona egzaminem. No, co miałem robić? Przytuliłem ją i czekałem ze dwie minuty. W końcu pytam: Lepiej ci?, odpowiada: «Lepiej». A dlaczego?, ona na to: «No, oksytocyna mi się wydzieliła». No to wpisałem jej piątkę.
Niezła historia, co? Przychodzi studentka, profesor obejmuje i wypuszcza z piątką. Skandal! Klasyczny przykład wykorzystania seksualnego młodej, niewinnej dziewczyny, do tego w ciężkiej sytuacji, przez starca. (…) (Co zrobić, żeby nauka była cudowna, Z prof. Jerzym Vetulanim rozmawiał Tomasz Ulanowski, „Gazeta Wyborcza”z 17 grudnia 2014 roku, nr 292).
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że pamiętam jako pacjent dotyk zapisany w rękach, w liniach papilarnych.
Przed laty pani Halina Kołtuńska (1934−1986), absolwentka szkoły laborantów fizjoterapii, z „Leśnego Dworu”, 16 grudnia 1983 roku napisała w liście m.in.: (…) − Pan był również przez pewien czas moim wychowankiem, a później pacjentem. Pracowałam 10 lat w „Leśnym Dworze”. Może Pan sobie przypomina – panią Halinę, byłam początkowo wychowawczynią, a potem laborantką fizykoterapii, robiłam Panu kwarcówki, solux, masaże.
Pierwszy raz, gdy Pan trafił do „Leśnego Dworu”, miał Pan chyba 12 lat, a potem 14 – chodził Pan do szkoły podstawowej. (…).
Przecież i moje dłonie dotykały Twych chorych nóg i pragnęłam, żebyś był zdrowy. (…).
Przypomnę, że lampa Solux służyła do leczenia światłem.
Wskutek przewlekłej choroby wiele dłoni kołysało mnie od dzieciństwa. Dzięki obcym palcom dość szybko zrozumiałem – lepiej wydłużać rękę, gdy trzeba dawać, a skracać, kiedy się bierze. W przysłowiu to brzmi nieco inaczej: gdzie interes dmucha, tam przyjaźń krucha.
I pomyśleć, że to się zbiegło z czasami PRL-u, gdzie odbywały się akcje pn. niewidzialna ręka to także ty.

Czesław Mirosław Szczepaniak
Warszawa-Ursynów
Pamiętam p,Kołtuńską[wiersze pisała]szkoda,że po jej tragicznej śmierci pamiątka w postaci wierszy nie pozostała,P.Zosia [obecnie kierownik biblioteki poszła do jej męża ,ale stwierdził,że nie ma wierszy