kill_the_netUpload files...
Na miarę Wlenia (23) | WlenInfo - Informacje z regionu - Wleń

Na miarę Wlenia (23)

Refleksja wąskotorowa

W okolicach „Kwitnącej Jabłoni”, gdzie mój pępek zawiązano, można znaleźć coś, co jest kontrastem. Jak ugór do zadbanego ogródka z bramą i furtką.

Od strony zachodniej, tj. od E7 trwa budowa drogi (S7), żeby na pełnym gazie dojechać do Radomia, bez korków. A po stronie wschodniej, równoległej, prawie kilometr dalej, został nasyp po ciuchci „grójeckiej”. Zaniedbany, zarośnięty, ze stacjami zabitymi dechami albo spaloną jak w Pawłowicach-Kopanie, z wiatami pogiętymi na wszystkie strony świata. Szyny zardzewiałe, z ubytkami, to znak, że pokradziono, spały spróchniałe, wiatr drewniany most w Kośminie buja, bo w sadzie niskopiennym niewiele ma do roboty. Od Tarczyna do Nowego Miasta nad Pilicą. I nikomu to nie przeszkadza, choć to razi w oczy, bo zewsząd widać posesje zadbane, ogrodzone. Po kolejce wąskotorowej została ruderalne miejsce, gdzie rdza, chwast, ugór, gruz, powalone słupy telegraficzne i darń. Nie słyszałem, żeby tu prowadzono jakieś badania na temat roślinności, ornitolodzy nie zastanawiają się, jakie tu ptaki się pojawiają, nie słyszałem, żeby ktoś się zajął ziołami, co nasyp porastają, dendrologów nie uświadczysz ani biologów… A przecież to zaniedbane miejsce, ugór, jest świetnym polem do obserwacji i badań. Tym żelaznym traktem nie pogna żaden pociąg.

Kiedy miałem 25 lat, to zaczytywałem tomik sentencji Ramóna Gómeza de la Serny, gdzie m.in. natrafiłem na myśl rozbrykaną: Między szynami kolei rosną kwiaty-samobójcy. Drżąca myśl skrzydlata z prześwitu szyn.

Jestem w wieku 60+ i pozostał żal, bo powracają chwile z kolejowego szlaku. Pocieszające jest tylko to, że nie mylę końca szyn z rozkładem losu, którego nie znamy do końca.

Piszę wąskim torem, bo w podobnej sytuacji jest linia kolei szerokotorowej, która przebiegała z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego via Wleń.

Aż się nie chce wierzyć, że na żelaznej drodze wielkie pole do popisu ma zielsko, które na całym świecie jest do siebie podobne, oraz rdza. (Carlos Ruiz Zafón, hiszpański pisarz, w powieści La sombra del Viento, 2001, wyd. pol. Cień wiatru, 2005 skreślił: Od czekania dusza rdzewieje).

Czytałem tekst pewnego matematyka, że proste równoległe mogą się przeciąć, ale tego nie wyjaśnił. U mnie 2+2=4, a nie 5.

Innymi słowy, jak dobrze nad czym się pochylisz, to jesteś przychylny i otwarty. Czyli jak dłoń co trzyma parasol w pogotowiu, bo nie wie, kiedy dach nieba zacznie przeciekać.

Przed laty o klejowej fascynacji napisałem wierszyk pt. Lubiłem

 

Szpitale/sanatoria, w których przebywałem,

były w lasach mieszanych, więc od dzieciństwa

znam drzewa od strony mchów, a kiedy do domu

wracałem, to szedłem do sadu i głowę zadzierałem,

stawałem się odważny, jak ktoś, kto niepewność zostawił,

 

lubiłem patrzeć, jak odjeżdżają pociągi,

na ten ostatni wagonik, co się kołysał i

ociągał, na jego daszku była zawieszona

latarnia, która świeciła we dnie i w nocy,

pociąg pruł − dym puszczał i gwizdał,

płoszył sarny i zające oraz kuropatwy, które

odrywały się od ziemi, choć wiedziały, że

nie polecą, tam gdzie się kończy niepokój.

 

T u n e l*

Uprzedzam, że tekst jest długi jak wleński tunel. Nie chciałem iść na skróty i zostawiam tak, jak pisałem, z biegiem szyn przymocowanych do podkładów. Żeby para nie poszła w gwizdek.

Tym, którzy chcieliby zasięgnąć informacji o trasie kolejowej Jelenia Góra – Wleń – Lwówek Śląski, polecam krótki film Adriana Domagały pt. 1435 milimetrów. Zainteresowanym podaję adres wirtualny: https://m.youtube.com/watch?v=11VkKB4kQ68. youtube.com

1. Tunel jest wydrążony w górze bazaltowej. Nieraz stawaliśmy i czekaliśmy, żeby nadjechał pociąg i wessało w przekop lokomotywę parową. Mieliśmy dreszcze na ciele, kiedy pociąg wjeżdżał w łukowate wyrobisko i wszystkie wagony się schowały; po dłuższej chwili z wylotu wynurzała się ogromna smużka dymu, jakby przełaz najpierw się sztachnął, a potem wypluł to, co wessał.

A jak się siedziało w przedziale wagonu, to była dopiero uciecha. W jednostce pociągowej paliło się światło i widać było czarne ściany tunelu z wnękami jak nisza. Bałem się, żeby kryte przejście się nie zawalił i nie zasypał. Podziwiałem tych, którzy fedrowali w bazalcie kanał, żeby przeprowadzić drogę żelazną. Wiedziałem, że niektórzy przez łącznik skracali sobie drogę do miasta. Ci, co szli na skróty, byli w moim pojęciu bardzo odważni. Dzisiaj bym napisał inaczej – lekkomyślni.

Kiedy patrzyłem z góry w dół na wnękę kanału, to oblatywał mnie strach.

Jak się szło z miasta do „Leśnego Dworu”, to najczęściej wchodziła się na kryte przejście i dalej w aleje lipową. W tym miejscu zawsze było dużo rozłupanych skałek. Tu kiedyś zdybałem magistra rehabilitacji, jak gasił pocałunki z najstarszą kuracjuszką z „Leśnego Dworu”. (To była gra wstępna, bez spełnienia). Nad wyrobiskiem mieli schadzkę. Stali. Magister całował lolitkę i ręką się posuwał za daleko (sic!). I tak trwali zaplątani jak w sieci.

I nie wiadomo, kto był narzędziem, a kto przewodnikiem. Siedziałem w krzakach i czułem się jak w schronie z gałązek, bo nie mogłem się zdecydować, czy dać krok do tyłu, czy do przodu? Stary magister i młoda dziewczyna; dwa ciała, które zaczęły uwierać. Wiosną coś im odbiło, że nie mogłem długo zrozumieć o co tu chodzi. Myślałem, że urwali się, żeby patrzeć na lokomotywę. Potem doszedłem do tego, że im chodziło o całkiem inne dreszcze.

Wleński tunel był jak łuk bez cięciwy. Solidny. To była najciemniejsza aleja Wlenia. I co ważne, koniec nie widział początku. I vice versa.

2. Aha! Zapomniałem w pierwszym zdaniu napisać, że z Jeleniej Góry do Wlenia trzeba było przejechać aż przez 3 tunele. Dla przyszłego historyka linii kolejowej Jelenia Góra−Lwówek Śląski przygotowałem mini zachętę do zajęcia się tym tematem.

Długość trasy wynosiła 32 km. Po drodze były stacje, podaję nazwy zaś w nawiasie odległości: Jeżów Sudecki (3,519), Siedlęcin (7,237), Pilchowice Zapora (11,168) – początek 1. tunelu o długości 188 m poprowadzonego po łuku pod górą Czyżyk (425 m npm); wybudowano w latach 1905−1907 podczas budowy linii kolejowej Doliny Bobru jednocześnie w trakcie budowy jeziora zaporowego na rzece Bóbr w Pilchowicach. 8 maja 1945 roku został uszkodzony przez snajperów niemieckich, zaś w 1946 roku odbudowany. Na 13,723 km jest 2. tunel o długości 154 m.

Następna stacja Pilchowice Nielestno jest na 14,815 km.

Od strony południowej, na Osiedlu Południowym we Wleniu, 17,380 km, zaczyna się 3. tunel, wybudowany w 1909 roku. Ma 320 metrów, układ geometryczny – łuk o promieniu 394 m. Został wydrążony pod Lennogórą (?).

Marczów (22,30 ), Dębowy Gaj (26,633), Lwówek Śląski (32, 636).

I pomyśleć, że tyle lat pociągi jeździły jednym torem, czyli zespołem równoległych szyn ustawionych względem siebie w określonej odległości (szerokość toru zwana prześwitem). Była to droga żelazna dla kół taboru oraz podtorza, tj. ziemnej podstawy toru w postaci nasypów lub wykopów. (Górna część nazywa się torowiskiem). Od początku XX w. do początku XXI w. mknęły pociągi po szynach typu szerokostopowego. Czyli z główką, szyjką i stopką. W tym przez wleński tunel – 320 metrów po łuku. Dzisiaj korytarz jest bezrobotny, bo pociągi skasowano, bo nikt nie miał pomysłu, co zrobić, żeby do Wlenia przyjeżdżali ludzie, a nie czmychali, gdzie lepiej i pogodnej – i wesołe smutki.

Ponieważ nie ma linii kolejowej, więc łącznik został, jak pusta butelka, bez korka. Wiatr gwiżdże w kryte przejście. We dnie i w nocy.

I jest tak jak w wierszu Kazimierza PrzerwyTetmajera (1865–1940): Nienawiścią nie można zajechać daleko. Za daleko można.

3. Z XX wieku zachowałem wspomnienie z Pilchowic koło Jeleniej Góry. Między Siedlęcinem a Wleniem. Jezioro Pilchowickie. Miałem dreszcze, kiedy pociąg podjeżdżał do wiaduktu kolejowego o długości 151 m, zawieszonego 43 m nad północno-wschodnią zatoką Jeziora Pilchowickiego. Stacyjka Pilchowice Zapora, drewniana wiata peronowa. Zapora powstała w latach 1904−1912, ma 62 metry wysokości, druga w Polsce po zaporze na Solinie. Kiedyś jadę sobie pociągiem i mówię do konduktorki, że oblatuje mnie strach, bo wjeżdżamy na most. Niewiasta zaprasza mnie do przedziału. Siadamy. A ona wtedy do mnie zagadała: No to trzeba podnieść nogi… Unosi zgrabne kończyny dolne objęte rajstopami i kokieteryjnie się śmieje. Zgrabne jej nogi mogą robić wrażenie na płci brzydkiej. Uśmiecham się kącikami ust, choć to jest radość podszyty strachem i dreszczem. A kiedy przejechaliśmy, kobieta o twarzy, na której tyle zauważyłem odbitych przygód, mówi: I co? Nic się nie stało?! Zwraca się do mnie jak do chłopczyka, który po raz pierwszy szedł po wodzie. Ach, kobiety, w których budzą się dziewczynki – pomyślałem.

Rzecz się działa, kiedy lubiłem patrzeć jak lokomotywy piją zimną wodę. Dziwiło mnie, że po takiej ilości płynu nie zachrypły. (W wieku męskim znalazłem myśli rozbrykane z Hiszpanii, a wśród nich: Źle robią dając wodę lokomotywie, kiedy jest zdyszana. Jestem w przedziale wieku 60+, więc nieraz powtarzam Graszce, która w kawiarce parzy kawusię – Ekspresem jest pociąg, którego lokomotywa zamiast wody ma kawę).

4. Jako syn tokarza z warsztatów kolejowych Piaseczno-Wąskotorowe, skorzystam jeszcze z przywileju kolejarskiego i przytoczę dłuższy akapit, żeby było jaśniej.

Tony Judt (1948–2010), amerykańsko-brytyjski historyk, komentator polityczny, publicysta, autor wielu książek, chory na stwardnienie zanikowe boczne, wyznał: (…) Najszczęśliwszy byłem wtedy, gdy zmierzałem dokądś sam, im dłużej, tym lepiej. Spacer był miły, przyjemna jazda rowerem, fajna podróż autobusem. Ale pociąg to istny raj (…).

Najsmutniejszym skutkiem mojej choroby – bardziej przygniatającym niż praktyczne, codzienne objawy – jest świadomość tego, że nigdy nie wsiądę już do pociągu. Wiedza ta legła na mnie ołowianym ciężarem, wtłaczając coraz głębiej w przygnębiającą świadomość rychłego kresu towarzyszącą każdej śmiertelnej chorobie – świadomość, że pewne rzeczy już nigdy się nie zdarzą. Jest to coś więcej niż brak przyjemności i wolności czy zwłaszcza nowych doświadczeń. Wedle Rilkego to utrata siebie, a przynajmniej tej części mnie, która najłatwiej odnajdywała radość i spokój. Nie będzie już Waterloo, wiejskich stacyjek ani samotności. Nie będzie zmierzania ku niczemu, tylko bezczasowe trwanie (Mimetyczne pożądanie, „Gazeta Świąteczna”2010, nr 189).

5. W XXI wieku zaczęto realizować program pn. Kolej minus.

Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale… z raportu Biblioteki Narodowej wynika, że 60% Polaków nie czyta książek, a tylko 38% przeczytało jedną od deski do deski. Polska Izba Książki informuje, że w III RP jest 1898 księgarń (od 2017 roku więcej zamknięto niż otwarto). Działa 7953 bibliotek publicznych, w tym 1210 punktów bibliotecznych. Pociąg do czytelnictwa też się zamyka. W tym tunelu jest jakieś światełko, jeden z sieciowych sklepów wprowadził do oferty sprzedaż druków zwartych, w internecie pojawiła się reklama – w kartonowym regale ułożono butelki wina ze stosownym napisem: Poczuj magię książek.

(Z najnowszych danych firmy Nielsen wynika, że Polacy w 2018 roku wydali na alkohol ponad 34,2 mld zł, to o 1,6 mld więcej niż rok wcześniej. Na alkohol w III RP przeznacza się 3,5% wydatków. W czołówce jest piwo, za nim wódka, i daleko whisky, wino, likier, rum, dżin, cydr z jabłek).

Ale wracajmy na tory, pod semafor. W III RP znikło już ponad 7 000 km linii kolejowych. Jesteśmy liderem w likwidowaniu kolei szerokotorowych i wąskotorowych.

Jak tak dalej pójdzie, to zostaniemy bez szyn i podkładów. Na nieprzetartym szlaku. Żelaznym. Ponieważ ta wiadomość już nie pojedzie z biegiem szyn, więc niech choć zostanie w przestrzeni wirtualnej. W chmurze. Że szyny się kończą – na pamiątkę pozostały nasypy.

Na koniec napiszę to, co chciałem zamieścić na początku. Ponieważ nie odpowiada mi polskie tempo, staram się być jak francuski Szybkobieżny Pociąg TGV (z dreszczem oglądałem na YouTube (czytaj: jutjub), jak bili rekord prędkości 574, 80 km/h).

(Surfując w internecie natrafiłem na ciekawostkę, że w 2015 r. Japonia ustanowiła nowy rekord prędkości na świecie dzięki własnemu pociągowi o prędkości 603 km/h. W 2019 roku China Railway Rolling Stock Corporation (CRRC) zaprezentował prototypowy pociąg maglev, który docelowo przewiezie pasażerów z prędkością do 600 km/h).

Kiedyś marzyłem, będąc chłopcem, żeby zostać maszynistą szerokotorowych pociągów, z długim składem wagonów osobowych. I zamieszkać w przygórku, czyli w pokoiku na poddaszu stacji, gdzie było charakterystyczne małe, okrągłe lub owalne okienko; w górnej części kondygnacji, w szczycie budynku tzw. wole oko (w konstrukcji statków i okrętów zostało zaadaptowane jako bulaj – oko byka, środek tarczy). Takiego miałem konika na punkcie pojazdów szynowych. Było to marzenia ściętej głowy, żeby być pożytecznym, tj. przewozić ludzi zdrowych i chorych. Oczywiście że z takim zdrowiem, jakie mam, nie przeszedłbym selekcji na maszynistę. Do takiej elity kolejarskiej trzeba twardziela, a nie liryka. No i powinno się zapomnieć, co to znaczy dom, rodzina, sąsiad…

Czuwak aktywny, czyli brzęczyk, kontroluje maszynistę, który co rusz musi naciskać na pedał, że wszystko jest w porządku. W przeciwnym razie, np. gdyby przysnął, to wdrożone zostanie hamowanie nagłe. (A co się stanie, gdy nagle maszynistę tak przypili fizjologia. W takich sytuacjach trzeba na czuwak położyć cegłę albo kamień i z kubełkiem pędzić tam, gdzie maszynownia. I nie czekać, żeby zrobiło się mokre miejsce tam, gdzie kończy się szlachetna część pleców). Na perkusistów w zespołach rockowych mawiano, że są jak maszyniści, tzn. ciągną cały skład. Na przykład John Bonham (1948−1980) z „Led Zeppelin”, zwany Bonzo albo Ginger Baker (ur. 1939 r.) z zespołu „Cream”, albo Charlie Watts, o którym Keith Richards, gitarzysta, powie – moim najważniejszym partnerem w The Rolling Stones też jest perkusista. Dodam, że to pałkerzy! Big-beat był wybrykiem muzyki poważnej i jazzu, oraz hormonów.

Oddajmy głos temu, kto ma w swym dorobku niejeden riff: Muzyka rockowa to europejska wariacja na temat rock and rolla, a my tutaj za bardzo lubimy maszerować. Ja pilnuję, by do tego rocka zawsze dodawać trochę rolla. Niech to się buja (…)(Rocka mi nie szkoda. Z Keithem Richardsem* rozmawia Jarek Szubrycht, „Magazyn Świąteczny. Gazeta Wyborcza” z 30−31 marca 2019 roku, nr 76).

6. W PRL-u ludzie ustawiali się w kolejkach przed sklepami, z wielkim ogonem. Obywatele i obywatelki musieli wystać swoje, żeby coś kupić. Pewien logik nazwał ten wytwór socjalistycznego handlu psizmem. Nie podejmuję się rozważania znaczenia tego słowa, choć logiki i filozofii uczyłem się od promotora mojej pracy magisterskiej, dr. filozofii Kazimierza Leśniaka, tłumacza wszystkich dzieł Arystotelesa, a także Diogenesa Laertiosa Żywoty i poglądy słynnych filozofów. Zwracałem się do niego zawsze – panie profesorze, bo ogłaszał wiedzę. Był erudytą, poliglotą, wytrawnym komentatorem starożytnych mędrców; kolega prof. Władysława Tatarkiewicza. Dodam jeszcze, że współtworzył serię książek pn. Biblioteka klasyków filozofii wydawanej przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Publikacje ukazywały się dzięki Drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pan doktor nieraz z estymą mówił o krakowskim zecerze wykonującym skład ręczny na potrzeby druku typograficznego i co najważniejsze, znał grekę, więc niebieskie książki nie miały erraty. Korekta znała sposoby, jak złapać psotnika chochlika i przyłożyć mu kleksa!

Dożyliśmy czasów, że kolejki sklepowe odeszły do lamusa. Pozostały opowieści jak o żelaznym wilku. Na szczęście.

7. Jeżeli już jesteśmy przy wytworach wyobraźni, to mam takie oto dziwne przyzwyczajenie, że czasami jak piszę, to lubię włożyć czarny T-shirt (wymiar L) – zdaje mi się, że wystukując opuszkami palców na klawiaturze komputera, kieruję składem wagonów. Kolej – feblik mojego ojca, a rozkład jazdy pociągów − jego księga, o czym nieraz wspominałem. Naprzeciw naszego domu w Kopanej, dosłownie na rzut beretem z antenką był nasyp kolejki wąskotorowej, a na nim leżały szyny przymocowane do drewnianych podkładów – prześwit torów wynosił 1000 mm. Nieraz ojciec stał na podwórzu i przyjmował pociągi jak zawiadowca stacji. Mogę napisać, że jestem niedoszłym maszynistą. Oto jak człowiek w życiu mija się z powołaniem. Żartuję. (Dawniejsze pasje odjechały i bardziej do mnie pasuje czytelnia ogólna i biblioteka). Z lektorowania zapewne się bierze to, że nie zrażam się, gdy cała para idzie w gwizdek. Mieszkam w Polsce, więc nauczyłem się czekać. Na pociąg, który mnie zabierał. Z sentymentem wspominam ten czas, bo dzisiaj już nie pojadę. Więc peregrynuję po tematach oraz po wioskach globalnych, co w sieci wirtualnej nie szeleszczą, jak papier w książce albo gazecie. Życia pociąg mknie, naciskasz i przyspieszasz – zapominając o tym, czy los tego nie wyhamuje. (Światełka w tunelu nie pomyl z nadzieją, bo to może być pociąg).

Przeczytałem gdzieś, że każdy ciemny tunel na swoim końcu ma choć niewielkie światełko nadziei.

Hennig Mankell (1948−2015) – szwecki pisarz i dziennikarz oraz podróżnik zwięźle zanotuje: Jak się ma prawie 50 lat, na peronie zaczyna być pusto. Większość pociągów już odjechała.

W takim razie już nic mi nie zostaje, jak tekst spointować.

Ramón Gómez de la Serna (1888−1963) – pisarz hiszpański, żyjący w Buenos Aires, w cyklu myśli rozbrykane skreślił: Przechodzi pociąg dnia i w końcu widzimy na ostatnim wagonie czerwoną latarnię zachodu.

Czesław Mirosław Szczepaniak


* Tytuł zapisałem spacją, czyli zrobiłem odstęp między literakami. Drewniany p ł o t, co obejmował podwórko, był rozstrzelany, żeby wiatr go nie sponiewierał na wszystkie strony świata. Dawniej w zecerstwie na taki materiał justunkowy mawiano materiał zecerski bez oczka albo p ł o t.

Innymi słowy, druk rozstrzelony. Nie czynię tego, bo jestem w bojowym nastroju, ale tak wyszło. Ze światełka tunelu.

PS

W papierach mam kartkę pocztową od Wacława Klejmonta z Olecka, z datą 19 czerwca 2007 roku: Do wielkich osiągnięć przez wąskie ścieżki. Na odwrocie znaczek: Zabytkowe wagony. Wagon pasażerski typu Cd21b z 1924 r. 1, 35 zł Polska. Stempel pocztowy OLECKO 30060715. Obok dwie trzy linijki:

750 mm – 1435 mm i chwatim!

Czy wąskotorówka nauczy pokory,

tych, którym się marzą postsowieckie tory?

Niżej Wacek dopisał: (…) wędrując z trzema swoimi wiernymi czworonogami nasypem gołdapskiego opuszczonego torowiska, porastającego macierzankami, piołunem, kminem i mnogopienną trawą, rozmyślam nad Twoim i Jana Jastrzębskiego przejmującym fado o kolei…

Czy naszym żelaznym drogom zabrakło żelaznej konsekwencji?

Czy może rozłożyły je fantasmagoryczne rozkłady jazdy w nazbyt sugestywnie i sztucznie rozświetloną fałszywym światłem przyszłość maszyn i masy bezkształtnej kruszców niezbyt cennych?

Resztę jak echo niech dopowie Cyprian Kamil:

Prócz dróg zarosłych w piołun, mech i szalej,

Prócz ziemi, klątwą spalonej i nudy…

Samotny wszedłem i sam błądzę dalej” (C.K. Norwid – „Vade-mecum”).

I pomyśleć nie ma już węzła kolejowego do Gołdapi via Olecko. Pospolite zielsko i krzewy zagłuszają kolejowe nasypy – prześwitem szyn rdza się toczy, czasami zagwiżdże wiatr, ze szczerego pola. Wiatr nie pyta, bo za nic nie odpowiada. Jest darń – odłogi – ugory. Ciąg ruderalny. A jeszcze nie tak dawno, bo w XX wieku pociągi rozsiewały po polach tęsknoty. Oto dowód, jak czas z koleją losu się liczy.

*

W internecie można spotkać dowcip:

Niech pan nigdy nie wsiada do ostatniego wagonu − mówi kolejarz do turysty.

A to dlaczego?

W razie wypadku ostatni wagon najbardziej ucierpi.

To po co go doczepiacie do każdego składu pociągu?!