kill_the_netUpload files...
Na miarę Wlenia (7) | WlenInfo - Informacje z regionu - Wleń

Na miarę Wlenia (7)

Z pola szachów i warcabów

Piszę kolejne wspomnienie, które siedzi za pazuchą. Na kiedy indziej odłożyć się nie da, jak drzewiej bywało we Wleniu.

To, co wystukuję na lewym brzegu Wisły, na Ursynowie, śmiało mogłoby  się ukazywać w „Odrze. Miesięcznik”, do której wpadają lewobrzeżne dorzecza, a więc Nysa Kłodzka, Bystrzyca, Kaczawa, Bóbr i Nysa Łużycka. Póki co, jestem na wleńskiej internetowej witrynie – zapewne chmura nie zawiesi tego, co wklepuję na twardym dysku. Pocieszające, że nie Sobie śpiewam a Muzom, jak pisał Jan Kochanowski (1530−1584) w manifeście poetyckim (Muza).

W „Angorze. Tygodnik. Przegląd prasy krajowej i światowej” 2019, nr 6 opublikowano wywiad Tomasza Zimocha z Łukaszem Nowakiem, szachistą, Życie jest piękne, tylko trzeba pięknie żyć. Nie tylko o sporcie.

Łukasz, rocznik 1997, od urodzenia cierpi na rdzeniowy zanik mięśni (śmiertelna choroba, na którą nie ma ziół i lekarstw oraz skalpela) – wymaga pomocy. Jest przykuty do łóżka. Dzięki rodzicom i sile woli, ma chęć życia. Zdał maturę. Zachowuje zdrowy rozsądek. Jego pasją są szachy, w których odnosi sukcesy o zasięgu światowym (mistrz FIDE, 2018). Sny też ma z pola szachów, więc za dnia ma o czym rozmyślać. (Zainteresowanych odsyłam do internetu).

Dzięki ww. tekstowi przypomniałem sobie, jaki byłem w dzieciństwie zapamiętały. Uśmiecham się do tego chłopca, bo mi to przeszło, szybciej niż z bata strzelił. W latach szkolnych grałem w karty (Piotruś, Tysiąc, Makao), (zbierałem) bierki, strzelałem skoczkami, rzucałem kostką w grze Chińczyk, a potem przyszły warcaby, szachy i ping-pong. Mam dyplomy, że zdobyłem mistrzostwo „Leśnego Dworu”. Kartoniki blakną, więc o tym piszę, póki do reszty się słowa, co wlazły na gruby papier, nie wytrą. I będzie żółta kartka z kurzem – jak niemy świadek lat 60. XX wieku, o których opowiadają jak o żelaznym wilku, co zjadł babcię i Czerwonego Kapturka.

Wychowawca Wacław Łazarewicz, piłkarz „Pogoni” Wleń, organizował w „Leśnym Dworze”, w zimę, turnieje warcabowe i szachowe. Tworzył tabelę z listą uczestników, i wpisywał wyniki. Z warcabami szybko się uporałem, za to z szachami miałem twardy orzech do zgryzienia. Nie było łatwo. Wręcz przeciwnie! Wychowawca rozgrywał z nami mecze, w których ponosiliśmy porażki; nie pamiętam, żeby ktoś zremisował. Pan Wacław dopingował nas, żebyśmy grali z książki symultany: jak atakować i jak się bronić. Podrzucił podręcznik Władysława Litmanowicza (właśc. Abram Wolf, 1918-1992), o którym wiedziałem tylko tyle, że prowadzi dział szachowy w popołudniówce warszawskiej „Express Wieczorny”, a także w gazecie harcerskiej „Świat Młodych”. (Prowadząc kwerendę o nim, dowiedziałem się o jego niechlubnej karcie w życiorysie w latach stalinowskich, kiedy to jako sędzia wydawał wyroki śmierci na ludzi prawych – Zbigniew Herbert pisał w Potęga smaku: To wcale nie wymagało wielkiego charakteru / nasza odmowa niezgoda i upór / mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi / lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku / Tak smaku).

Ja, z wioseczki Kopana, co między Tarczynem a Grójcem, według książki popularyzatora szachów, rozgrywałem partie arcymistrzów. Nie pamiętam tytułu. Możliwe, że to była Obrona słowiańska (1951), a może Reflektorem po szachownicach świata (1957)? Grałem na sucho, można powiedzieć.

Wiem, że dzięki drukowi zwartemu dowiedziałem się o takich mistrzach jak Michaił Botwinnik (1911−1995), Tiran Petrosjan (1929−1984; Ormianin), Michaił Tal (1936−1992, z Łotwy) i inni.

O tym epizodzie wleńskim piszę w opowiadaniu Kubek, które jest w spisie treści  debiutanckiej książki prozatorskiej Bądź zdrów! (Wydawca: Oficyna „Z bliska” Biblioteki Publicznej w Gołdapi, Gołdap 2015).

Oczywiście, że są to marginalia, które czasami ktoś z nas wyciśnie. Dzięki temu wypadają  z nas fiszki z katalogu, gdzie gromadzimy sentymentalne wspomnienia.

Na koniec zostawiłem dykteryjki-ciekawostki.

Botwinnik, były mistrz świata, arcymistrza w szachach, na temat Tala miał wyrobione zdania: Uwielbiano go – czy nie na tym polega szczęście? Na szachownicy był bezlitosny, a w życiu codziennym wydawał się łagodnym człowiekiem. Ale jednocześnie był bystry i przenikliwy. Szachy stanowiły jego namiętność – właściwie nie szachy, tylko sama gra.

Łukasz Nowak w rozmowie z byłym sprawozdawcą sportowym nie ukrywa, że lubi partie rozgrywane przez Michaiła Tala, czarodzieja z Rygi – jego skomplikowane rozwiązania dostarczają mu inwencji twórczych. O swoim mistrzu powie: Tal miał problemy z nerkami, chorował, co często przeszkadzało mu w grze. Ktoś powiedział, że «bierki ożywiały pod jego ręką». Sam określił istotę gry w pięknym zdaniu: − «Trzeba wywieźć przeciwnika w ciemny las, gdzie 2+2=5, a droga powrotna jest przeznaczona tylko dla jednego» (…).

Pewnie gdybym nie przeszedł epizodu szachowego, bym omiótł 25. stronę łódzkiego tygodnika – przegapił szachownicę, która też obowiązuje warcaby. 64-polowa plansza, czyli 8 poziomych i 8 pionowych kolumn. Jasnych i ciemnych. A na nim piony, które w warcabach mogą stać się damką, co przeskakuje i bije piony albo zestawu 16 bierek (pionów i figur: król, hetman, nazywany też damą lub królową, dwa gońce, z niemiecka zwane lauframi, dwa skoczki, czyli tzw. konie lub koniki, dwie wieże oraz 8 pionów, co stoją w pierwszym szeregu, w drugim rzędzie).

Gry planszowe w nawiasie wspomnień z sanatorium w Zagórzu k. Warszawy, Busku-Zdrój, Jastrzębiu-Zdrój oraz we Wleniu, gdzie się zaczęła gra.

Jedyny sukces, jaki mam na swoim koncie szachowym, to ten podczas spotkania sparingowego z zawodniczką LZS „Pogoń” Wleń udało mi się zremisować. Było to na I piętrze, w maleńkim pokoiku, w kinie „Jutrzenka”. Zimą.

Jak mi się udało nie przegrać ze starszą dziewczyną, do tej pory zachodzę w głowę – i nie wiem. Jak słowo daję. Dzięki temu wspomnieniu robi mi się cieplej.

Dzięki sukcesom innych, szybko zrozumiałem, ile w nich jest porażek.

Staram się wspomnień nie zaniedbywać. (Od czasu do czasu trzeba uśmiechem strząsnąć smutki). Ponieważ nie wiem, jak to opowiedzieć, więc rozpisuję. Się.  Jak inni.

Kończę, bo czuję, że zaczynam się posuwać za daleko, więc pora wyhamować; zostawiając ostrożność, aby była pewna siebie.


Czesław Mirosław Szczepaniak

Warszawa-Ursynów